Wybrzeże Bałtyku latem kojarzy nam się raczej z tłumami, hałasem i mało wyszukanymi rozrywkami. Na Bornholmie wszystko jest inaczej. Panuje cisza, ludzie są spokojni. Nikomu się nie spieszy. Najbardziej odległe miejsca na wyspie dzieli 45 km. Stacji benzynowych jest niewiele, a paliwo na nich jest drogie. Samochody elektryczne mogą rozwinąć tam skrzydła. I właśnie tam testowaliśmy Volvo XC40 Recharge oraz C40. Elektryki wpisują się w krajobraz tego miejsca nie gorzej niż wiatraki. Ale, czy tylko tam? Sprawdzamy.
Dwa modele, dwie wersje napędowe
Volvo Cars rozpoczęło elektryfikację od swojego najmniejszego modelu. Jako pierwszy debiutował model XC40 Recharge z napędem na cztery koła z dwoma elektrycznymi silnikami o łącznej mocy 408 KM. Fizyków prosimy o wyrozumiałość. Lepiej byłoby napisać 300 kW. Jego pojemność akumulatora wynosi 78 kWh brutto (75 kWh netto). Sprint do setki to 4,9 s, prędkość maksymalna: 180 km/h, a dopuszczalna masa holowanej przyczepy to 1500 kg. W tej klasie aut to istny rekord. Maksymalna moc ładowania prądem stałym to 150 kW, a prądem zmiennym – 11 kW. Od kilku miesięcy na polskim rynku można nabyć także XC40 Recharge z jednym silnikiem elektrycznym o mocy 231 KM przekazującym napęd na przednią oś. Do setki rozpędza się w 7,6 s, a pojemność akumulatora wynosi 69 kWh. Każda z odmian ma podobny zasięg: około 400 km. Poza XC40, takie same odmiany napędowe znajdziemy w modelu C40. Na Bornholmie testowaliśmy mocniejsze odmiany XC40 i C40 oraz XC40 z jednym silnikiem.
Elektryk świetnie wtapia się w naturę
Bornholm to miejsce, w którym można na chwilę oderwać od świata przepełnionego bodźcami. Jeżeli jakiś kierowca blokuje pas ruchu nieporadnie próbując skręcić w posesję – nikt nie trąbi. Każdy czeka. Na długich prostych pomiędzy miejscowościami obowiązuje ograniczenie prędkości do 80 km/h. Nikt nie wisi sobie na zderzaku, nie pogania się długimi światłami, nikt nie wyprzedza, nawet jeśli kierowca przed nim popełnia zbrodnię i jedzie o kilka kilometrów na godzinę wolniej, niż można jechać. Wolna jazda sprzyja oglądaniu widoków dookoła, dosłownie pochłaniania ich oczami. Po pierwsze na Bornholmie natura nie jest zakłócana bilbordami, reklamami drukowanymi na foliach, plandekach i kartonach. Architektura jest spójna, skromna i dobrze wpisana w krajobraz. Podczas, gdy nad Bałtykiem powstają obiekty hotelowe widoczne niemal z kosmosu, tutaj próżno szukać budynków wyższych niż trzy kondygnacje. I do tego ta natura. Bornholm na Północy jest skalisty, pełen klifów, z wieloma miejscami widokowymi jak Jons Kapel. Wybrzeże na Południu jest bardziej monotonne. Kilometrami ciągnie się piaszczysta plaża, na której nigdy nie ma tłoku rodem z polskich kurortów. W wielu miejscach wyspy wstęga szosy wznosi się tak, że widać z niej brzeg morza. Z każdej strony pola, lasy, jeziora, wiatraki, gospodarstwa i miasteczka z kolorowymi domkami. W wielu miejscach mamy ogólnodostępne parkingi, często z łazienkami. Infrastruktura rowerowa to marzenie każdego rowerzysty. Ścieżki dla cyklistów kluczą wśród pól i lasów. Naturalnie miejscowi kierowcy są wobec nich bardzo życzliwi i ostrożni. Nie próbują mijać rowerzystów z jak największą prędkością i jak najbliżej. Niektóre drogi dla aut są tak wąskie, że wszyscy muszą z sobą mocno współpracować, by się wyminąć. I nikt się nie spina, nie ciśnie. Z pastwiska przyglądają się temu owce i krowy. Dlatego bezszelestny elektryk pasuje tutaj bardziej niż sportowe auto z burczącym wydechem. Hygge, Lagom, spokój – jak zwał tak zwał. Minuty mijają tam wolno i przyjemnie.
Dojazd na Bornholm
Bezpośredni dojazd z Polski na tę wyspę po prostu nie istnieje. Po zawieszeniu ostatniego promu pieszo-rowerowego najbliższym naszej granicy miejscem przeprawy jest niemiecki port w Sassnitz. Najlepsza siatka połączeń z Ronne na Bornholmie prowadzi w kierunku Ystad. Stamtąd mieszkańcy wyspy mogą najszybciej dojechać do stolicy swojego kraju – Kopenhagi. Z Ystad jest to odległość około 90 km. Po drodze przejeżdża się mostem nad Sundem, który ma niemal 8 km długości. Cała przeprawa ma prawie 16 km i biegnie przez tunel i przez sztucznie usypaną wyspę. Koszt budowy tej inwestycji pochłonął ponad 20 lat temu około 5 miliardów dolarów. Volvo Cars podczas wprowadzania na rynek drugiej generacji Volvo XC90 podkreślało, że koszt opracowania tego auta był dwukrotnie wyższy niż koszt budowy tej zjawiskowej przeprawy. Gdyby ktoś chciał elektrykiem pojechać z Bornholmu do Kopenhagi, całą trasę pokona bez konieczności ładowania baterii. Oczywiście zarówno w Danii, jak i w Szwecji, punktów ładowania jest sporo. Jest nawet możliwość ładowania elektryka na promie, tyle, że z prędkością 11 kW. Prom pomiędzy Ronne a Ystad płynie bardzo krótko. 70 km pokonuje w około 70 minut. Wiele polskich pociągów osobowych jeździ wolniej niż ten prom pływa. Ta linia jest obsługiwana przez nowoczesne jednostki osiągające na wodzie prędkość ponad 60 km/h i przypominają wielkie katamarany. Z pewnością elektryfikacja tej przeprawy będzie bardziej skomplikowana niż przejście na prąd aut osobowych.
Motoryzacyjna panorama wyspy
Mieszkańcy Bornholmu wybierają najczęściej niewielkie i skromne samochody. Można spotkać leciwe, kanciaste Volvo, ale wśród nowszych aut dominują pojazdy miejskie i elektryki. Są one ładowane głównie w domach właścicieli. Elektryczne Volvo XC40 i C40 budziły duże zainteresowanie miejscowych. Połączenie niewielkich odległości, drogiego paliwa (na wyspach ceny paliw zawsze biją rekordy) sprawiają, że elektryk na Bornholmie nie jest kandydatem na drugie auto w rodzinie. Lecz na pierwsze. Najciekawsze samochody i motocykle przybywają na Bornholm promami, wraz z turystami. Często zjeżdżają się tu kluby motoryzacji klasycznej taszcząc ze sobą swoje piękne eksponaty. Dla starych, klasycznych aut też jest tu raj. Tu jeździ się tak spokojnie, że dopiero po dłuższej chwili można się zorientować, czy jedzie się wersją Volvo XC40 o mocy 231 czy 408 KM. Zatem klasyków też nikt nie będzie poganiał. Na wyspie jest pełno rowerów, ale motocykli i skuterów – nie za dużo. Komunikacja miejska oparta jest o siatkę połączeń autobusowych. Kiedyś działała tu linia kolejowa, ale kalkulacja ekonomiczna starła ją z powierzchni ziemi. Spokój miejscowych kierowców się udziela. Po chwili jeździmy tak jak oni. Na liczniku elektrycznego Volvo pojawia się średnia wartość zużycia energii: 14,4 kWh/100 km. To dla kaniastego SUV-a rewelacyjny wynik. Wersja z dwoma silnikami pochłania 17,7 kWh/100 km. Na Bornholmie deklarowany zasięg pokrywa się z rzeczywistością.
Rower jest super, ale samochód też się przyda
Choć Bornholm jest raczej „kompaktową” miejscówką, podczas krótszego pobytu stawiając wyłącznie na komunikację rowerową możemy nie zdążyć obejrzeć wszystkich jego atrakcji. Ze Wschodu na Zachód wyspa ciągnie się przez około 30 km. Z Północy na Południe – ok. 20-25 km. Cała pętla dookoła wyspy liczy już 100 km. Jeśli chcemy zobaczyć zamek Hammershus, a później skoczyć do restauracji rybnej w Svaneke – czeka nas podróż licząca 35 km. Z rowerem i dziećmi to niewykonalne. Samochód będzie w sam raz. W kilku miejscach na wyspie znajdują się skaliste klify z miejscami widokowymi. Oprócz Jons Kapel ładny punkt znajduje się obok muzeum sztuki nowoczesnej. Tam natura ufundowała turystom jeszcze jedną atrakcję – grotę skalną o długości około 60 m. Jadąc wolno szosą mija się domki, przy których wystawione są jajka, rabarbar, starocie. Nie, nie przyjmują płatności kartą. Co jakiś czas na horyzoncie majaczy się wieża widokowa. Parking bezpłatny, wejście na wieżę bezpłatne. O bilans ekonomiczny wyspy zadba wysoki rachunek w restauracji. Mieszkańcy serwują turystom wiele dań rybnych, zwłaszcza ze śledzia i łososia. Na polskim morzem rybka wlatuje na talerz z panierce, z frytkami i surówką. Tutaj rybki traktowane są inaczej. Ze śledzia przyrządza się sałatki w sosie curry, w pomidorach, w ziołach i jeszcze w wielu innych wersjach – najczęściej na zimno. Nie brakuje też ryb wędzonych. Jedna restauracja wciąż stosuje technikę wędzenia sprzed ponad stu lat. Obok restauracji znajduje się domek ze specjalną, okopconą komorą. To stamtąd ryby i owoce morza wędrują na stół.
Oprócz dróg nad morzem, Bornholm ma też siatkę tras, które oplatają wewnętrzne części wyspy. Dużo tu pagórków, lasów i niewielkich jezior. Jest co oglądać.
Elektryki – najbliższe perspektywy
Volvo Cars zapowiedziało, że do 2030 roku wygasi produkcję samochodów z jakimkolwiek silnikiem spalinowym na pokładzie. Unia Europejska chce, by w 2035 roku nie dało się zarejestrować już żadnego nowego auta osobowego z silnikiem spalinowym. Dotyczy to również hybryd i hybryd plug-in. Znacznie wcześniej samochodów spalinowych chce się pozbyć Norwegia. Dania i Holandia też rozważają odejście od aut spalinowych przynajmniej 5 lat wcześniej niż cała Unia. Po drodze będą kolejne regulacje dotyczące zmniejszania emisji CO2 w autach osobowych. Elektryfikacja przyspiesza w wielu krajach w wyniku polityki fiskalnej i lokalnych regulacji. Wiele europejskich krajów zezwala na wjazd do centrów miast wyłącznie autom zeroemisyjnym. Swoją cegiełkę ostatnio zaczyna dokładać wysoka cena benzyny i oleju napędowego oraz coraz częstsze łączenie przydomowych ładowarek z instalacjami fotowoltaicznymi. Volvo dodatkowo gwarantuje, że bateria trakcyjna samochodu po ośmiu latach lub do przebiegu 160 000 km utrzyma przynajniej 70% pojemności baterii.
Czy na dziś elektryk to samochód dla każdego? Zapewne jeszcze nie. Ale liczba osób dla których staje się on sensowną alternatywą cały czas się powiększa. Nie tylko na Bornholmie.
Materiały powiązane